W tym oleju smakiem jest świeżość
Sylwia Dunowska z Żelewa to kobieta-orkiestra. Sama porównuje siebie trochę do kultowej kobiety pracującej z „Czterdziestolatka”. Słuchając jej można się tylko zastanawiać skąd jedna osoba czerpie tyle energii i pomysłów? A może to wszystko zasługa oleju rzepakowego?
Wszystko zaczęło się właśnie od posmakowania oleju. Podczas wspólnego wyjazdu studyjnego do Sandomierza poznały się Sylwia Dunowska – rolniczka z powiatu gryfińskiego, zajmująca się RHD, oraz Ewelina Pawłowicz – specjalista działu Rozwoju Obszarów Wiejskich z ZODR. Panie, zwiedzając atrakcje Sandomierskiego szlaku winiarskiego, obejrzały m.in. tamtejszy inkubator przedsiębiorczości. W trakcie rozmów okazało się, że pani Sylwia tłoczy olej, którym zresztą poczęstowała uczestników wyjazdu. I jak to zwykle bywa, od słowa do słowa… Koniec końców chętnie dzieląca się swą wiedzą i doświadczeniem pani Sylwia zgodziła się przyjąć u siebie uczestników szkolenia „Tłoczenie oleju rzepakowego na zimno w ramach RHD”. Tak więc właśnie z jego powodu spotkaliśmy się 28 kwietnia w malowniczym Żelewie nad jeziorem Miedwie. Tutaj bowiem, tuż nad samym jeziorem, mieszka pani Sylwia, i tu opowiedziała nam o swojej przygodzie z RHD.
Jak mówi, to nie jest główna zarobkowa działalność, raczej hobby. Skąd pomysł na olej? To zasługa pandemii. Zajęła się tłoczeniem oleju właśnie w pandemii, gdy nie mogła nigdzie wyjechać. Tu trzeba nadmienić, że kocha podróże i takie długie siedzenie w domu to nie dla niej. Znalazła sobie wtedy dwa nowe zajęcia: zaczęła morsować i tłoczyć olej. Zupełnie przypadkowo padło na rzepak – po prostu miała go w magazynie.
Tłoczenie
Pierwszą prasę do tłoczenia kupiła przez przypadek za 2 tysiące złotych. Jak na prasę to mało, nie dziwi więc, że po 3 tygodniach i wytłoczeniu 40 butelek – zepsuła się. Kolejna, chińska, półprodukcyjna, kosztowała już 12 tysięcy i działa sprawnie, choć jeszcze się nie zwróciła… Sama produkcja jest bardzo prosta. W środku jest urządzenie ślimakowe. Zasypuje się rzepak, nastawia temperaturę. Przy tłoczeniu na zimno to maksymalnie 40 stopni. Z około 30-40 kg rzepaku pani Sylwia wytłacza 20 butelek o pojemności 250 ml. Produkcja trwa 3 godziny. W jej przypadku to mozolna praca, nie ma żadnych filtrów, osad osiada naturalnie. Nie dodaje żadnych dodatków czy konserwantów. Po wytłoczeniu taki olej jest bardzo ciemny, musi odstać. Generalnie po dobie wygląda już troszeczkę inaczej. Żeby wszystko osiadło i można było swobodnie go przelać – potrzeba do 3 dób. W butelkach może się czasami znaleźć jakiś „farfocel”, ale to tylko dowód na to, że to olej naturalny, robiony metodą ręczną. Kolejny etap to wspomniane przelanie, etykietowanie. Na każdej etykiecie, zawierającej podstawowe dane i numer RHD, osobiście wypisuje datę trwałości oleju. Musi być on przechowywany w lodówce, maksymalnie do 5 miesięcy. Potem jełczeje. Ona, dla bezpieczeństwa, na etykietce wpisuje 3 miesiące. To nie problem, bo olej jest naprawdę smaczny i z pewnością butelka okazuje się pusta sporo przed ostateczną datą.
Ze względu na tak krótki okres trwałości pani Sylwia tłoczy olej tylko i wyłącznie na zamówienie, nie jest to sprzedaż płynna.
Od hobby do RHD
Wytłoczonym olejem nasza gospodyni, przy różnych okazjach, częstowała znajomych. I wzbudziła zainteresowanie. Olej okazał się nie tylko dobroczynny dla zdrowia, ale tez po prostu smaczny, o lekko orzechowym smaku. I nagle znaleźli się chętni na zakup butelki czy dwóch… Żeby wszystko odbyło się zgodnie z prawem – pani Sylwia dokonała więc rejestracji rolniczego handlu detalicznego.
RHD jest specyficzną formą handlu detalicznego, funkcjonującą w Polsce od 2017 r., dedykowaną rolnikom prowadzącym produkcję żywności w celu jej wprowadzenia na rynek na małą skalę. W ramach takiego handlu możliwa jest produkcja, w tym przetwórstwo żywności na małą skalę, i jej zbywanie konsumentom finalnym, a także zakładom prowadzącym handel detaliczny (takim jak np. sklepy, restauracje, stołówki) z przeznaczaniem dla konsumenta finalnego. W przypadku żywności jednoskładnikowej powinna ona w całości pochodzić z własnej uprawy, hodowli lub chowu danego podmiotu, a w przypadku żywności zawierającej więcej niż jeden składnik powinna zawierać co najmniej jeden taki składnik.
Jak przekonuje pani Sylwia – nie jest trudno. Można obejść się bez księgowości, wszystko wpisuje się do specjalnego zeszytu (data sprzedaży, cena, ilość). Od lutego kwota przychodów zwolnionych z podatku dochodowego wynosi 100 tysiecy złotych. W razie przekroczenia kwoty – podatek wynosi tylko 2%. Trzeba jednak pamiętać, że dotyczy to tylko rolników i sprzedaży przetworzonych w sposób inny niż przemysłowy produktów roślinnych i zwierzęcych (z wyjątkiem przetworzonych produktów roślinnych i zwierzęcych uzyskanych w ramach prowadzonych działów specjalnych produkcji rolnej oraz produktów opodatkowanych podatkiem akcyzowym na podstawie odrębnych przepisów zwolnionych z podatku dochodowego).
Co ważne i korzystne – w ramach RHD można przygotowywać produkty we własnej kuchni, oczywiście z zachowaniem minimum sanitarnego, ale bez tych innych obostrzeń obowiązujących w dużych zakładach produkcyjnych.
Problemy i wartość dodana
Po tłoczeniu oleju zostaje dużo osadu. Szkoda go nie wykorzystać, więc pani Sylwia, jak to praktyczna kobieta, wpadła na kolejny pomysł – smaruje się nim i, jak twierdzi, jest to bardzo dobry kosmetyk na skórę i włosy. Jak widać w tym gospodarstwie nic się nie marnuje.
Problemem, który na pewno i tak zaraz rozwiąże, są makuchy. Nie ma co z nimi zrobić, a to statystycznie 2 worki w miesiącu. Uczestnicy szkolenia, zwłaszcza ci, którzy hodują zwierzęta zaproponowali sprzedaż makuch hodowcom – jako dodatek do pasz dla kur czy innych zwierząt. Można też pomyśleć o wędkarzach – mączka z makuchów roślin oleistych to podobno doskonały dodatek zanętowy. Tu jednak trzeba byłoby znów zainwestować – bez suszarni ani rusz.
Pani Sylwia tłoczy niewiele i na zamówienie. Olej musi być przechowywany w lodówce, a osobnej nie ma. Limit przechowywania to u niej 50 butelek naraz. Jak mówi: jak się chce cokolwiek na czymkolwiek zarobić – trzeba zainwestować. I tu trzeba być przekonanym, że to będzie główne zajęcie. Ona osobiście czuje, że handlowania na bazarze nie jest dla niej, nie czuje się dobrze w tej roli. A pewne doświadczenie już ma, bo 2 razy wystawiała się na organizowanym przez KOWR w Szczecinie Bazarku na Bronowickiej.
Co dalej?
To mimo wszystko ciężki biznes, więc nasza gospodyni nie do końca jest przekonana czy chce to robić. Mogłaby tłoczyć olej z innych ziaren (np. len, lnianka, czarnuszka, orzechy), ale nie próbowała, a nawet gdyby – to nie mogłaby go sprzedawać w ramach RHD, bo przerabiać można tylko to, co się ma na polu. Poza tym na brak zajęć nie narzeka. Do marca tego roku wraz z mężem zarządzała spółką rolniczą posiadającą 1500 ha ziemi. Dziś gospodaruje z mężem na 120 ha ziemi, produkują m.in. rzepak i pszenicę. Działa również w Zachodniopomorskiej Izbie Rolniczej.
Najlepszą formą sprzedaży jest degustacja
Olej rzepakowy to jeden z najzdrowszych olejów. W Polsce i Europie uprawiane są odmiany rzepaku podwójnie ulepszonego, czyli pozbawione kwasu erukowego, z obniżoną dziesięciokrotnie zawartością szkodliwych związków siarkowych (glukozynolany) w stosunku do dawnych, niezdrowych i smakujących goryczką odmian. To bogate źródło kwasów tłuszczowych nienasyconych: omega‑6 i omega‑3. Stanowią one blisko 30% składu oleju. Dodatkowym plusem jest stosunek obu kwasów do siebie, który wynosi 2:1 i jest idealny z punktu widzenia żywieniowego.
Olej tłoczony na zimno najlepiej stosować na zimno, a więc do sałatek, dipów, na chlebek. Niektórzy go pija, po łyżeczce dziennie dla zdrowia. Ma intensywny smak – nie każdemu może smakować. Choć patrząc jak szybko podczas naszej małej degustacji znikała nasączona nim bagietka – raczej w naszej grupie nikt taki się nie znalazł. Pani Sylwia reklamuje prostotę: zwykły chlebek, czasami podpieczony w piekarniku na chrupko, olej, trochę soli gruboziarnistej – to doskonała przystawka.
Nie samym olejem Żelewo stoi
Warto wspomnieć o samej miejscowości, w której byliśmy. Żelewo nad jeziorem Miedwie, niecałe 30 km od Szczecina, to cicha, przytulna i malowniczo położona miejscowość. Ta dawna osada rolniczo-rybacka o średniowiecznej metryce należała kiedyś do Cystersów z Kołbacza. Nie dziwi więc, że jej główną atrakcją – prócz jeziora oczywiście – jest zabytkowy, XIII-wieczny kościół p.w. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy z ołtarzem z 1698 roku. Ze względu na swoje atrakcyjne położenie wieś jest dobrym miejscem dla turystów, to także trochę miejscowość letniskowa.
Sylwia Lenard
Fot. Karolina Kiewlicz, Ewelina Pawłowicz, Sylwia Lenard
Artykuł opublikowany w ZACHODNIOPOMORSKIM MAGAZYNIE ROLNICZYM nr 171/czerwiec 2022 r.