Twórczość ma się nijak do finansów

Rozmowa z JANEM PIOTREM ZIĘCIAKIEM, twórcą ludowym z Wołczkowa w gminie Dobra

Od kiedy rzeźbi pan w drewnie i dlaczego akurat taka forma wyrazu znalazła u pana uznanie?

To był rok 1972, kiedy to mogłem tylko pomarzyć, aby kupić farby olejne. Drewno było mnie najbliżej i było najtańsze. Dostępne w sklepach były jedynie akwarele, pastele byle jakiej jakości, natomiast farby olejne dostępne były tylko dla profesjonalistów. A wszystko zaczęło się niewinnie w deszczową wiosnę, kiedy to nie było możliwości wyjechania w pole i z nudów podebrałem szwagrowi kawałek klocka. Dobrze zaostrzonym nożem do kotletów wyrzeźbiłem Herkulesa niosącego Światowida, więc pomieszałem antyk z naszymi pogańskimi wierzeniami.

Jak długo trwała praca nad ta pierwszą rzeźbą?

To dosyć długo trwało, choć była to mała praca, to jednak obawiałem się, aby mi się nie skruszyła w dłoniach, ponieważ wykonywałem tę pracę z drewna sosnowego. Kiedy pokazałem ten kawałek klocka już w postaci rzeźby, szwagier był zdziwiony, ale odzew rodziny był taki, że jest to zmarnowany czas, który mogłem wykorzystać na prace bardziej poważne, których nigdy nie brakuje w gospodarstwie rolnym.

A kiedy wobec takiej jawnej krytyki ze strony najbliższych zdecydował się pan publicznie zaprezentować swoje prace?

Mimo takiego negatywnego podejścia do mojej pracy ze strony rodziny i sąsiadów, moje wyjście do publiczności odbyło się dosyć wcześnie. Po niecałym roku moich pierwszych przygód z drewnem wystawiłem swoje prace na Radzie Powiatu. Były to rzeźby wzorowane na antykach, głównie byli to nadzy mężczyźni i kobiety.

Skąd biorą się pomysły na rzeźby?

Projekty moich prac noszę w sobie czasem przez wiele lat. Niektóre rysunki rzeźb, które wykonałem w latach siedemdziesiątych, dopiero teraz są realizowane. Pewne myśli zapisane odżywają później. Znajduję kawałek klocka, który pasuje do danej rzeźby i wtedy ona powstaje.

Woli pan wyrażać się w rzeźbie sacrum czy profanum?

Na początku tworzenia, prawie przez dziesięć lat bałem się sacrum, ponieważ wiedziałem, że ten temat przekracza moją duchowość i że nie dorastam do tego tematu. Wyrzeźbienie Chrystusa, pokazanie Syna Bożego w kawałku klocka i niezbezczeszczenie tej postaci jest trudne. Ja rzeźbię klasycznie, akademicko i tu wszystkie deformacje nie są dopuszczalne oraz powodują psucie bryły rzeźby.

Czy kiedykolwiek myślał pan o tym, żeby wyrażać się artystycznie jeszcze w innym materiale niż drewno?

Marzyło mi się wyrażać w marmurze, ale tak samo jak profesjonalne farby olejne, to i profesjonalne dłuta oraz szlachetne marmury były poza moim zasięgiem finansowym.

Czy po pierwszym przedstawieniu swoich rzeźb szerszej publiczności te możliwości finansowe zwiększyły się?

Twórczość ma się nijak do finansów. Pierwsza sprzedaż moich rzeźb miała miejsce po dziesięciu latach. Obecnie nadal posiadam rzeźby, które stworzyłem ponad trzydzieści lat temu.

Jest pan w stanie sprzedać taką rzeźbę, rozstać się z nią?

Tak, jestem w stanie rozstać się z nią. Po zakończeniu procesu rzeźbienia rzeźba żyje swoim życiem, ale część jej zawsze pozostanie w moim wnętrzu. Troszczę się tylko o to, aby znalazła dobrego nabywcę, który doceni ją i dobrze wyeksponuje. Przy naszych dzisiejszych realiach koło mojej rzeźby musi przejść milion odwiedzających, aby znalazł się jeden klient. Społeczeństwo zubożało i nie ma znaczenia w jakim województwie jesteśmy, czy jest to duże miasto czy mała wieś – mało kogo stać teraz na zakup sztuki. Paradoksalnie prędzej znajdzie się nabywca rzeźby w małej miejscowości niż w dużej aglomeracji. Z doświadczenia wiem, że najmniejsze zaś możliwości sprzedaży wyrobów artystycznych są podczas tak zwanych imprez kulturalnych.

A czy nie myślał pan o tworzeniu rzeźb typowo pod masowego klienta – czegoś małego, szybkiego w pracy i taniego dla uzyskania szybkiego zarobku?

Na takie rzeczy jest mi zwyczajnie szkoda drewna. Takie coś małe i szybkie powstać może z pozostałości drewna, po poważnej pracy. Są to rzeczy, przy których odpoczywam, gdzie nie musze się angażować umysłowo w tworzenie. Sztuka jest jedna – albo jest doceniana albo nie, bez względu na jej gabaryt i cenę. Nie jestem w stanie rzeźbić na zamówienie, ponieważ rzeźbienie to moja wolność, mój czas. Na co dzień jestem przecież rolnikiem i tu oddaję swój główny czas. Mój głód rzeźbienia wyrywa mnie z tych prac rolniczych i porywa do sztuki. Taka rzeźba na zamówienie to niestety twórcza prostytucja, której ja nie chcę się oddawać.

Wspomniał pan o klockach z których powstają pana dzieła. Czy to jest tak, że widzi pan kawałek drewna i oczami wyobraźni widzi co z niego powstanie?

Tak właśnie jest. Czasami nawet jadąc ciągnikiem w okolicach lasu zauważam kawałek klocka, mijam go przez dłuższy czas, a potem po niego wracam. Nie mam czasu już na rysowanie projektu, ale za to mam zdolność obrócenia bryły w wyobraźni i tu już nie tracąc czasu tworzę z tego klocka to, co mi wyobraźnia podpowiada.

Na terenie gospodarstwa działa również bardzo prężnie pańska galeria rzeźby. Od jak dawna goście mają możliwość oglądania tu prac?

Moja pierwsza galeria powstała już po trzech latach rzeźbienia, ale nie była galerią w dosłownym tego słowa znaczeniu. W moim rodzinnym domu w Wojcieszynie moje rzeźby zdobiły pokój gościnny. Następnie moje rzeźby przeniosły się na zwalniane przez moje wychodzące za mąż siostry pokoje i tu również były wystawiane. Natomiast galeria w Wołczkowie powstała w roku 2006, czyli od roku, w którym przeprowadziłem się tu po zmianie stanu cywilnego. Ta pierwsza wołczkowska galeria powstała na poddaszu domu mieszkalnego, jednak nie spełniała swojej roli i od piętnastu lat znajduje się na strychu pomieszczeń gospodarczych, tuż przy mojej pracowni rzeźby.

Czy galeria jest ogólnodostępna?

Chętni zwiedzający proszeni są o wcześniejsze umówienie się na zwiedzanie. Jednak w dniach, kiedy jest otwarty nasz sklep przy gospodarstwie, bo i taki posiadamy, czyli we wtorki, czwartki i w soboty, również jest możliwość zwiedzania galerii z naszym pracownikiem odpowiedzialnym za sprzedaż w tymże sklepie. Zwiedzający może zostać sam w galerii i spokojnie kontemplować sztukę nawet cały dzień.

Jest Pan artystą samoukiem, ale czy zdarzało się Panu sięgać do literatury fachowej, aby pogłębiać swoją wiedzę, rozwijać techniki?

Akademickie podejście do sztuki nie przychodzi samo do człowieka. Ja otaczałem się rzeźbą antyczną, wzorowałem się na rzeźbach Michała Anioła, Wita Stwosza, a następnie poszedłem w stronę Dunikowskiego, Zemły. Mało kiedy miałem okazję odwiedzać muzea, które od mojej miejscowości były bardzo odległe. Ale wiedza o sztuce była dostępna, bo niedaleko miałem do biblioteki i książek, na których mogłem opierać swoją wiedzę. Do tej chwili kolekcjonuję takie pozycje o sztuce. Zawsze interesowało mnie zagadnienie jak dana rzeźba została technicznie stworzona. Dane dzieło rozbieram na czynniki pierwsze i zastanawiam się, czy ja również mogę je wykonać.

Poza tym, że jest Pan artystą i rolnikiem, to jest pan także tatą. Posiada pan dwóch synów, czy któryś z nich odziedziczył talent po tacie?

Moi synowie technicznie są już przygotowani do rzeźby, bo tą przygodę z rzeźbą zaczęli już w bardzo wczesnym dzieciństwie. Natomiast ja sam zacząłem rzeźbić w późnym wieku dwudziestu lat i widzę, że do tego trzeba dojrzeć psychicznie. W moich synach widzę ten potencjał, ale sądzę, że potrzebują jeszcze kilku lat, aby przyjść do mojej pracowni, usiąść obok mnie i razem ze mną rzeźbić. Obaj moi synowie mają na swoim koncie swoje rzeźby, ciężko mi jednak obiektywnie je ocenić. Widzę jednak w tych rzeźbach dużo polotu i głębi – to jeżeli chodzi o Piotra, natomiast rzeźby Józefa są bardzo mocno osadzone w realiach teraźniejszych. Duszę artystyczną obserwuję u młodszego z synów.

Tworzy pan nieprzerwalnie od pięćdziesięciu lat. A czy jest taka rzeźba, z którą jest pan szczególnie związany?

Mógłbym podać przykłady takich rzeźb, które są mi szczególnie drogie, ale tak naprawdę to ta rzeźba, z którą czuć się będę związany najbardziej jest wciąż przede mną. Jest to nadzieja trzymająca przy życiu, że wciąż ma się coś do zrobienia, że jeszcze przede mną ta szczególna rzeźba. To dzieło życia jest wciąż przede mną.

Dziękuję za rozmowę.

Cecylia Wojnik

Wywiad opublikowano w ZACHODNIOPOMORSKIM MAGAZYNIE ROLNICZYM nr 176/grudzień 2022-styczeń 2023

image_pdfimage_print
Scroll to Top
Skip to content